Forum Harry Potter Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 [E] Nie podnoś głosu Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
egipcjanka
Mugol



Dołączył: 26 Sie 2005
Posty: 2 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: dragon silver

PostWysłany: Pią 20:33, 26 Sie 2005 Powrót do góry

Witam! Zapraszam do czytania. Ostrzegam, że pojawią się sceny Sami-Wiecie-Jakie.
Miłej lektury


„Nie podnoś głosu!”


- To co zwykle proszę. Tylko bez żadnych udziwnień, Barnie. Wiesz, że nie lubię, gdy mnie ktoś oszukuje – przysadzisty mężczyzna pochylił się i wyciągnął spod lady sklepowej kartonowe pudło wypełnione po brzegi małymi, białymi, styropianowymi kulkami używanymi zazwyczaj do wypełniania pustych przestrzeni w pojemnikach z czymś bardzo cennym. Bez słowa przesunął je do wysokiego bruneta stojącego po drugiej stronie kontuaru. Ten zatrzymał je i z gracją rzucił w stronę sprzedawcy czerwony czek o wartości pięciuset dolarów. Popatrzył na niego wymownie i podniósł pudełko – Reszty nie trzeba. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.
Po tych słowach odwrócił się tak gwałtownie, że kilka kuleczek wypadło z pudełka. Nie pofatygował się, żeby je podnieść. Gdy wyszedł ze sklepu opuścił swój czarny, skórzany płaszcz, którego szelest nadał mu niemal nieziemskiego uroku. Przemierzając ulice Miasta był w pełni świadomy, że oczy wszystkich przechodniów skierowane były na niego. On jednak się tym nie przejmował. Nienawidził ludzi i uważał ich za największą pomyłkę ewolucji, a fakt, że sam jest jednym z nich nie robił na nim żadnego wrażenia. Ciekawiła go tylko jedna kwestia z ich życia – ile wytrzymaliby ze świadomością, że codziennie mija ich szansa na zdobycie czegoś lepszego, a oni nawet nie wyciągają po nią ręki.
Dotarłszy do domu delikatnie, jakby obchodził się z małym dzieckiem odstawił pudełko na idealnie czystą podłogę i zaczął się rozbierać. Najpierw zdjął czarny płaszcz skrojony tak dobrze, że nie powstydziłby się go najbogatszy arystokrata. Później na wieszak powędrowała kurtka, szyta w podobnym stylu. Mężczyzna przeszedł kilka kroków i zatrzyma się przy wielkim lustrze. Miał na sobie czarne spodnie i ciemnogranatową koszulę z długimi rękawami. Na jego ramiona opadały czarne i idealnie proste, włosy. Patrząc na jego twarz , pierwszą rzeczą , którą się zauważało były wysokie kości policzkowe dodające jego wyglądowi powagi i jakiejś dystyngowanej uprzejmości, jak i sprawiały, że człowiek, który mu się przyglądał czuł ciarki na plecach.
Mężczyzna odszedł od lustra, podniósł kartonowe pudło i przeniósł je na stół do kuchni. Zdecydowanym ruchem otworzył je i wysypał całą zawartość na zimny blat. Po kilku sekundach jego oczom ukazał się piękny miecz, wykonany w stylu samurajskim ze srebrną kobrą na klindze. Niecierpliwymi palcami wydobył go z pochwy wysadzanej drogimi kamieniami i delikatnie pogładził jego zimne ostrze. Jeździł po nim palcami, jak gdyby szukał najdrobniejszej wady w jego budowie. Po kilku minutach oderwał palce od ostrza i schował miecz z powrotem. Szybko przeszukał pozostałe styropianowe kulki i wkrótce znalazł krótki sztylet, który bez wątpienia nazwać można był nożem. Nie był on zdobiony, w przeciwieństwie do miecza, lecz posiadał jeden wielki ametyst na samym środku głowni. Wokół ametystu wyryte były znaki, potocznie nazywane runami układające się w jakiś niezrozumiały napis. Czarnowłosy schował nóż za pasek swoich spodni, a miecz powiesił na specjalnym uchwycie nad łóżkiem.
- Niech strzeże tego, co musi być strzeżone – powiedział głębokim, mrocznym i ponurym głosem.
W pokoju przez kilka sekund dało się wyczuć delikatny powiew, choć wszystkie okna były zamknięte, a wszystkie kotary szczelnie zasłonięte, nie wpuszczając do wnętrza najmniejszego promyczka słonecznego światła.
- Niech gardzi tym, co powinno być wzgardzone – odezwał się powtórnie, lecz jego głos niewiele miał wspólnego z tym, którego użył przed chwilą.
W pomieszczeniu gwałtownie pociemniało. Nagle samoczynnie zapaliła się świeca stojąca na szafce nocnej. Przez chwilę walczyła z gęstym półmrokiem, lecz po kilkunastu sekundach zgasła, jakby zdmuchnięta niewyczuwalnym dla żywej istoty podmuchem. Mężczyzna przymknął powieki i jeszcze raz dotknął miecza. W pokoju gwałtownie pojaśniało. Teraz źródłem światła stał się miecz.
Kilka minut później pokój wrócił do swego pierwotnego stanu. Ściany pokryte były ciemnozieloną farbą, a hebanowe meble dokładnie wypolerowane, łagodnie odbijały wszystkie domowe sprzęty. Brunet klasnął w dłonie, a zasłony, jak zaklęte odsunęły się z cichym piskiem odsłaniając piękny krajobraz Miasta. Daleko na horyzoncie ciemne morskie fale rozbijały się o delikatny brzeg piaskowej plaży wywołując wrażenie głębokiego i niczym nienaruszonego piękna przyrody. Podszedł do okna i otworzył je. Maksymalnie rozchylił jego lewe skrzydło i delikatnie wychylił się przez nie, opierając się na łokciach. Ciepły i przyjemny wiatr rozwiał jego włosy. Poczuł się jak w niebie... Tylko czy dla takich jak on istnieje jakieś niebo? Odwrócił się w stronę pokoju. Smutnym i nienawistnym zarazem, wzrokiem obejrzał całą jego zawartość. Wszystko, czego tak bardzo chciał uniknąć – przeklęty miecz i pokój w gnijącym hotelu. Przez całe życie uciekał od swojego przeznaczenia, a ono goniło go bez chwili wytchnienia, aż wreszcie dopadło i wbiło swój sztylet w jego plecy. Z jego gardła wydostało się przeciągłe westchnienie. Brzmiało ono jak delikatna muzyka i krzyk wydobywający się z tysiąca ofiar na krwawej wojnie. Mężczyzna odwrócił się do okna. Popatrzył na wspaniały widok roztaczający się przed jego oczami.
Zaszło słońce.
- Skoro nawet zginąć nie mogę to...
Wspiął się na parapet i skoczył. Przed oczami miał migawki z całego swojego dotychczasowego życia. Podążał do lepszego świata, którego pragnął przez wszystkie swe dni...



Rozdział pierwszy



Zadzwonił telefon. Przerwał tajemniczą i niemal grobową ciszę panującą w sypialni Lary Sarg.
- Wstawaj kobieto – zaświeciła się czerwona lampka sygnalizująca nagrywanie wiadomości. – Wiem, że tam jesteś – męski głos nie dawał za wygraną – Mamy dla ciebie sprawę – po tych słowach dziewczyna zerwała się z łóżka i podniosła słuchawkę. Z dłuższego monologu mężczyzny zrozumiała tylko - Słyszałaś ostatni komunikat Bossa?
- Nie, o co chodzi?! Jest trzecia nad ranem! – powiedziała zaspanym głosem
- O, widzę, że jednak zdecydowałaś się wstać, królewno. Mam zegarek, nie musisz mi przypominać , która jest godzina – po chwili dodał - Zbieraj się. Mamy denata.
W słuchawce rozległ się przerywany dźwięk.
- Jak to? Bruce? Halo?!
Zrezygnowana odłożyła telefon, przeciągnęła się, ziewnęła szeroko i jednym ruchem zaświeciła wszystkie światła w domu. Podeszła do radia i włączyła je. Przeszła parę kroków w stronę łazienki, lecz usłyszawszy kilka pierwszych tonów znienawidzonej lirycznej ballady cofnęła się i wyszarpnęła wtyczkę z gniazdka. Popatrzyła z pogardą na swoje nieudane zdjęcie, położyła je ramką do dołu i zamknęła za sobą drzwi łazienki. Spoglądając w lustro i omal nie krzyknęła ze zdziwienia. Jej twarz wyglądała okropnie. Resztki podkładu zmieszanego z substancją niewiadomego pochodzenia rozmazały się po gładkich policzkach sprawiając wrażenie, przebytej charakteryzacji do podrzędnego horroru. Oczy wydawały się podkrążone, a rozmazany tusz tylko potęgował świadomość niedoskonałości. Delikatny połysk drogiej szminki nadał jej ustom wyraz sardonicznego uśmiechu. Włosy sterczały na wszystkie strony jak u ulubionej lalki małego dziecka.
- Chyba mocno wczoraj zabalowałam – powiedziała sama do siebie.
Wsadziła głowę pod kran. Najpierw chciała zrobić porządek z włosami co nie było dobrym pomysłem, ponieważ niemal od razu poczuła jak rozpuszczony wodą makijaż wypełnia jej usta. Jednak po upływie kilku minut twarz i włosy były czyste. Lara owinęła głowę czerwonym ręcznikiem z małym kociakiem na środku. Nienawidziła takich wzorów – kochała zwierzęta, lecz nie mogła znieść widoku ich podobizn na jakimkolwiek materiale. Popatrzyła ze wstrętem na swoje odbicie i zaczęła wycierać twarz. Gdy już była sucha, zdjęła ręcznik i zaczęła suszyć włosy. Głośny dźwięk suszarki zagłuszył dzwonek do drzwi. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach kobieta usłyszała delikatne brzmienie urządzenia. Szybko założyła szlafrok i wyszła z łazienki.
Popatrzyła w wizjer. Po drugiej stronie drzwi ujrzała swojego przyjaciela i zmorę w jednym. Odblokowała zamek i nacisnęła klamkę.
- Co ty tu robisz? – ton jej głosu nie należał do najprzyjemniejszych, lecz Bruce się tym nie przejmował
- Miałaś być w biurze – zakomunikował sztywno. Niestety nie udało mu się ukryć ogników rozbawienia igrających w jego oczach. Jeszcze nigdy nie widział jej w tak kiepskim stanie. Bawiło go to i drażniło zarazem.
- No ale... – zaczęła – Za pięć minut będę gotowa. Zejdź do samochodu, dobrze?
Mężczyzna popatrzył na nią wymownie, odwrócił się i cicho zamknął drzwi. Tymczasem Lara zaczęła się szybko ubierać. Jedyną odzieżą, którą miała na wierzchu, były czarne skórzane spodnie i granatowa, krótka bluzka. Nie namyślając się wiele, kobieta ubrała się szybko.
- To raczej nie jest strój do pracy – powiedziała do siebie – No, ale skoro mam już oberwać za spóźnienie, to...
Wybiegła na korytarz, zamknęła drzwi i pobiegła do windy. Gdy była już na wysokości ósmego piętra, elewator zatrzymał się. Do środka wszedł bardzo elegancki białowłosy mężczyzna. Poruszał się z prawdziwą gracją, a Lara nie mogła oderwać od niego oczu. Po kilku sekundach mężczyzna pochwycił jej spojrzenie. Uśmiechnął się, obnażając białe zęby. Dwa z nich były wyraźnie dłuższe od pozostałych, lecz Lara tego nie zauważyła. W jego oczach malowała się bezgraniczna pogarda i pożądanie, co nie tworzyło zwykłej i codziennej kombinacji.
- Witam panią – odezwał się bardzo głębokim i przyjemnym głosem – Nazywam się Richard. Zdaje się, że mieszkamy w tym samym budynku. Dziwne, że do tej pory nie zauważyłem tak pięknej osoby jak pani, panno...?
- Sarg. Nazywam się Lara Sarg. W rzeczy samej, to dość niezwykłe, że pana nie zauważyłam.
Posłała mu zmysłowe i wyzywające spojrzenie. Pod jego wpływem Richard przysunął się do niej i teraz prawie dotykali się ciałami. Kobieta poczuła przyjemny zapach perfum białowłosego. Nagle mężczyzna pochylił się i zaczął całować jej szyję. Nie zrobiła nic, żeby mu przeszkodzić lub pomóc. Zachowywała się jak lalka w rękach swojego właściciela. Ze stanu odrętwienia wyrwał ją przeciągły sygnał windy. Znaleźli się w podziemiach parkingu. Lara wyrwała się z objęć blondyna i pobiegła do samochodu przyjaciela. Rzuciła tylko tęskne spojrzenie w stronę windy, która, ku jej zaskoczeniu była pusta.
- Kogo tak wypatrujesz? – spytał Bruce znudzonym tonem
Kobieta nawet nie spojrzała na niego. Jej pamięć cały czas pokazywała jej obraz windy. Przez tą chwilę, kiedy biegła do samochodu bruneta, nikt nie zdążyłby z niej wybiec. Dziwnym wydawać mógłby się fakt, że ktokolwiek podróżował windą o tak późnej porze. Jednak Lara nie przejmowała się tym. Ona myślała o kolejnym spotkaniu z mężczyzną z windy.
Nagle przed oczami zamachała jej czyjaś ręka.
- Kobieto otrzeźwiej wreszcie! – delikatnie pstryknął ją w nos – Jesteśmy na miejscu.
Samochód zatrzymał się. Kobieta otworzyła drzwi i na chwiejnych nogach opuściła pojazd. Pierwszą rzeczą, która rzuciła jej się w oczy, była taśma policyjna. Żółto-czarna, bardzo jaskrawa przecinała mrok nocy w sposób, którego ona nienawidziła. Najchętniej zerwałaby ją całą, lecz bała się reakcji Bruce’a. Z odrętwienia wyrwał ją bladoniebieski blask światła na wozie policyjnym. Przytomnym wzrokiem rozejrzała się wokół siebie. Znajdowała się na bardzo ładnym podwórzu, którego główna droga prowadziła do ekskluzywnego bloku.
- Blok dla snobów. Mnie by nie było stać. Takim to się powodzi – pomyślała, optymistycznie, po czym przeszła pod taśmą i zamarła.
Jej oczom ukazał się przerażający widok. Na pięknie ostrzyżonym trawniku leżały najokropniejsze zwłoki, jakie Lara kiedykolwiek widziała. Nie były zmasakrowane – były idealne. Mężczyzna wyglądał, jak śpiący anioł. O jego śmierci świadczyło tylko zamglone i niedostępne spojrzenie czarnych tęczówek pozbawionych źrenic. Brunet był dokładnie oświetlony, więc udało jej się zobaczyć nawet najdrobniejszy szczegół. Jej uwagę przykuł ładnie wykonany nóż. Podeszła do mężczyzny i delikatnie wyjęła przedmiot patrząc przy tym na jego twarz. Przez te kilka sekund, podczas których była przy nim, wydało się jej, że się uśmiechnął. To był najokropniejszy uśmiech, który mogła sobie wyobrazić. Złudzenie trwało na tyle krótko, by bez problemu je zapomnieć, lecz na tyle długo, by mogło się śnić całymi latami w najgorszych koszmarach.
Sarg, trwając w jakimś dziwnym transie, podeszła bliżej jego twarzy, która przybrała swój pierwotny wyraz, i kucnęła przy niej, gładząc ją czule palcami. Nie zważając na miny innych Agentów, położyła się koło mężczyzny.
- Dlaczego skoczyłeś? – Lara nie była do końca świadoma tego, co mówi i tego co robi – Przecież mogliśmy stworzyć idealne dobraną parę... – zbliżyła swoją twarz do jego twarzy , lecz gdy zobaczyła błysk odbijający się w jego oczach odskoczyła z przerażeniem.
Podbiegła do najbliższego z Agentów i szarpnęła go gwałtownie.
- On nie zginął – powiedziała dramatycznie, jakby grała najważniejszą rolę w swym życiu – On nie umarł, ratujcie go!
- Nie przejmuj się nią – rozległ się donośny głos Bruce’a – Jest naćpana i Bóg wie, co jeszcze robiła wieczorem. Jak po nią przyjechałem chyba zakochała się w kimś niewidocznym z windy, potem bardzo twardo się do niego uśmiechała, a teraz wyobraziła sobie, że denat żyje – uśmiechnął się ironicznie. - To są skutki picia wódki – rozległ się śmiech Agentów – Niestety Boss wzywał ją do siebie i muszę znaleźć jakiś sposób na to jak ją szybko wytrzeźwić.
Mężczyźni popatrzyli na Larę, na jej nieskoordynowane ruchy, w jej obłąkane oczy. Nagle Bruce podszedł do niej i zarzucił ją sobie na plecy, jakby była lekkim workiem z puchem. To wydarło ją z transu. Popatrzyła dziwnie na Agentów spoglądających na nią z troską. Dopiero po kilku minutach doszło do niej, w jakiej jest pozycji. Nie spodobało jej się to.
- Puść mnie Bruce – krzyknęła i uderzyła mężczyznę pięścią w umięśnione plecy. Ten skrzywił się delikatnie, lecz nie wydał z siebie żadnego odgłosu. Jedno musiał przyznać – Lara potrafiła uderzyć mocno i on właśnie tego doświadczył, ale przecież nie może rozkleić się jak jakaś małolata.
W myślach pojawiła mu się scena, w której stał na środku placu, w spódniczce baleriny, czarnych baletkach i włosach związanych w dwa krótkie warkoczyki. Nagle, nie wiadomo kto, uderzył go i natychmiast zniknął. W kącikach oczu chłopca w spódniczce zakręciły się łzy.
Otrząsnął się z dziwnych wizji i wolną ręką objął dłonie dziewczyny i ułożył je tak, że nie mogła wykonać żadnego ruchu bez ryzyka wylądowania na chodniku.
Gdy doszli do samochodu, brunet bezceremonialnie otworzył przednie drzwi i wrzucił ją na siedzenie obok miejsca kierowcy. Następnie obszedł pojazd dookoła, pozostawiając dziewczynę na kilka sekund samą i kompletnie zdezorientowaną. Po chwili jednak Lara usłyszała, jak jej przyjaciel siada koło niej. Poczuła też powiew świeżego powietrza. To Bruce – otworzył okno i wychylił się przez nie patrząc w stronę Agentów.
- Dlaczego wciąż stoicie jak kołki? – krzyknął w ich stronę – Do reszty zwariowaliście?! Czy denat zaczął trzepotać rzęsami, a może już zabrał się za malowanie paznokci u stóp? – jego twarz wykrzywił sardoniczny grymas – Nie stójcie tak! Na co czekacie? Do wozu i do kostnicy won. Już was nie ma!
Bruce zazwyczaj nie używał potocznych wyrażeń, jeżeli już to robił nikt nie chciał mu się sprzeciwiać. Dlatego z zadowoleniem patrzył jak Agenci uwijają się przy zwłokach. Następnie przekręcił kluczyk w stacyjce. Rozległo się ciche i przyjemne warczenie silnika. Po chwili samochód ruszył z miejsca. Wsłuchując się w nieprzyjemną i niezręczną zarazem ciszę, włączył radio. Wnętrze pojazdu wypełniły tony lirycznej ballady, a kobieta skrzywiła się nieznacznie. W jej głowie odzywał się spożyty poprzedniego wieczoru alkohol.
- Laro – odezwał się cichym głosem. Nie zauważając żadnej reakcji powtórzył głośniej – Laro popatrz na mnie! – szatynka odwróciła głowę w jego stronę i popatrzyła mu w oczy z pogardą – Przepraszam, że cię tak potraktowałem. Za chwilę musimy być u Bossa. Na razie jednak otwórz schowek i wyjmij jego zawartość.
- Wal się – odpowiedziała kulturalnie kobieta.
Posłuchała go jednak , lecz sięgając do pawlacza mruczała pod nosem jakieś dziwne formułki przypominające przekleństwa. Mężczyzna pomyślał, że w tym stanie, Sarg nie mogłaby nawet porządnie zakląć, a co dopiero stanąć przed Bossem. Dziewczyna otworzyła schowek i wyjęła z niego małą buteleczkę z wielkim napisem „BCWWW”, co w języku biurowym Agentów znaczyło Boss cię wzywa więc wytrzeźwiej.
- Mam to wypić? – zapytała dość wyraźnie robiąc przy tym taką minę, jakby była zdziwiona, że w ogóle mówi. W odpowiedzi usłyszała zaledwie ciche mruknięcie. Z niezadowoleniem przechyliła buteleczkę i wypiła całą jej zawartość, po czym skrzywiła się niczym małe dziecko, które właśnie zjadło kawałek niedojrzałej cytryny.
- I? – Bruce popisał się swoją inteligencją w sposób, którego nie dało się nie zauważyć.
Dziewczyna zaczęła coś bełkotać pod nosem. Z jej paplaniny zrozumieć można było tylko poszczególne słowa. Były to między innymi : nadęty bubek, kretyn, po*pieprzony matoł, któremu nawet spać się odechciało i wiele innych niewybrednych epitetów.
Po kilku minutach samochód zatrzymał się przed wysokim budynkiem z szybami przeciwsłonecznymi.
”Czy Boss tu sypia? pomyślała Trochę dziwne miejsce, jak na sypialnię. Ciekawe, czy swoje panienki tez tu sprowadza na jej twarzy pokazał się pełen obrzydzenia grymas, który po chwili ustąpił szerokiemu uśmiechowi. Z rozmyślań wyrwała ją niecodzienna rzecz. Poczuła delikatne palce na swej talii, gorący oddech na karku i znajomy zapach męskich perfum. Richard chce pójść ze mną do Bossa. Cudownie pomyślała i odwróciła się. Spodziewała się , że jej ręce dosięgną płaszcza mężczyzny, lecz natrafiły tylko na puste, zimne, nocne powietrze. Drgnęła zdziwiona i otworzyła szeroko półprzymknięte oczy. Jak przez mgłę zobaczyła Bruce’a zamykającego samochód. Poczekała aż do niej podejdzie i rozpłakała się bez powodu. Przyjaciel objął ją mocno i poczuł, jak wtula się w jego ciało. Wiedział, że była zmęczona. Po poprzednich akcjach, miała zaledwie dobę odpoczynku. Cała jej rodzina została zamordowana. Przez kogo? Tego nie wiedział nikt – nawet Boss.
Mężczyzna spojrzał na zegarek i odsunął kobietę od siebie. Po bratersku pocałował ją w czoło.
- Dobrze, że już nie jesteś pijana – mówił cicho – Spóźniłaś się dziesięć minut. Mam nadzieję, że Boss będzie spokojny i nic ci nie zrobi.
Jednak Lara wyglądała na przerażoną. Odskoczyła od przyjaciela i szybko pobiegła do gabinetu szefa. Przez całą drogę czuła ciepły oddech na karku. Kilka razy odwróciła się, lecz nikogo nie zauważyła, więc przestała o tym myśleć. Gdy stanęła przed drzwiami prywatnego biura przełożonego, nie siląc się na pukanie, nacisnęła klamkę i weszła do pokoju.
Z jej nastroju sprzed pięciu, czy dziesięciu minut, nie pozostało nic. Znów stała się panną Sarg. Chłodną, wyniosłą i złośliwą. Taką siebie lubiła najbardziej. Z taką naturą najwygodniej było jej żyć. Nie musiała przywiązywać się do nikogo i niczego. Odkąd zabito jej rodziców porzuciła wszystkie dawne nawyki i stała się kimś zupełnie innym. Nie traktowała poważnie nikogo. Poza tym zdała sobie sprawę z faktu, że nie ma już nikogo oprócz Bruce’a – jedynej osoby, która zaakceptowała i zrozumiała jej zmianę.
Kwatery Bossa, zarówno prywatne, w których była teraz pierwszy raz, urządzone były z wielkim gustem. Czarne, mahoniowe meble idealnie współgrały z ciemnozielonymi dywanami i ścianami, na których widniały malowidła przedstawiające węże, smoki i zwierzęta najbardziej zbliżone swoim wyglądem do jednorożców. Jednak z czystym sumieniem można było powiedzieć, że czarno - zielono – srebrny wystrój pokoju, a właściwie komnaty podobał się Larze. Spoglądając na ogromną tarczę zegara stwierdziła, że droga do gabinetu zajęła jej pięć minut. Szybkim krokiem pokonała tą wspaniałą komnatę i weszła do kolejnego pokoju. Bez ostrzeżenia popchnęła ciężkie drzwi i zaraz pożałowała, że to zrobiła. Zorientowała się, że wtargnęła do prywatnej sypialni Bossa. Na samym środku pomieszczenia znajdowało się potężne łoże z wspaniałym baldachimem opierającym się na czterech kolumienkach. Na środku łoża leżał nagi mężczyzna. Nie był przykryty kołdrą, ponieważ całą zagarnęła szczupła blondynka leżąca u jego boku. Jej długie nogi oploty biodra kochanka, którym na pewno był jej szef.
Nie siląc się na delikatność Lara usiadła na łóżku i klepnęła w pośladek pracodawcę. Ten ostatni zerwał się jak oparzony budząc przy okazji kobietę śpiącą przy nim. Mężczyzna przetarł oczy, a widząc Larę rozbudził się natychmiast.
- Ku*rwa mać Sarg! – krzyknął kulturalnie – Do jasnej cholery, czy po dwóch latach służby u mnie nie nauczyłaś się pukać?! Jeszcze jeden taki numer i cię wywalę – wyraz jego oczu mówił, że nie żartuje.
Lara jednak nie przejęła się tym i chwyciła mężczyznę za rękę ciągnąc w stronę gabinetu. Boss nie protestował. Gdy tylko usłyszał zdegustowany jęk swej kochanki odwrócił się.
- Jak ci się coś nie podoba, Amando, to wyjdź – powiedział spokojnie i zniknął za drzwiami gabinetu.


***

Po kilku minutach drzwi prowadzące do prywatnej garderoby Bossa otworzyły się. Stanął w nich mężczyzna ubrany w bokserki w stylu moro. Uśmiechnął się widząc lekkie zdziwienie na twarzy kobiety okupującej jego ulubiony skórzany fotel. Podszedł do biurka i siadł za nim na wysokim krześle.
- Jest czwarta rano – zaczęła szatynka – Czy mogłabym poznać cel tej wizyty? Po co mnie wezwałeś... – uśmiechnęła się - ... panie.
Mężczyzna popatrzył na nią badawczo. Była jego najlepszą Agentką. Służyła mu już dość długo i przez ten czas nie potrafił nawet nauczyć jej szacunku dla jego osoby. Zawsze starał się być chłodny i wyniosły, a przy tej kobiecie stawał się dziwnie spokojny. Nie umiał jednak powstrzymać się od przypomnienia jej o najgorszych chwilach jej życia. To zawsze pozwalało mu zachować lekką przewagę.
- No, no, no... Sarg, jeszcze nigdy nie nazwałaś mnie „panem”, choć powinnaś to robić zawsze, gdy mnie widzisz. Czy to skutek przebytego szkolenia początkowego? – widząc, jak twarz dziewczyny zmienia się gwałtownie, wiedział, że popełnił ogromny błąd.
Gdy Boss wspomniał o szkoleniu, Lara poczuła, że oczy bardzo ją pieką. Zamknęła je na chwilę i zobaczyła obraz sprzed dwóch lat.
Niesiono ją ciemnym, długim korytarzem. Ręce i nogi miała związane tak, by nie mogła się poruszyć. Gdzieś w oddali usłyszała śmiech mężczyzn. Z opowiadań Bruce’a wiedziała tylko, że szkolenie początkowe Agentów kończy się w restauracji przy piwie i gorącej pizzy. Nie znała żadnego przebiegu tej procedury. Boss powiedział jej tylko, że będzie musiała wykazać się sprawnością. Może o to teraz chodziło?
Kobieta zaczęła się wyrywać, by pokazać, że potrafi wyjść cało z każdej sytuacji. Po kilku mocnych szarpnięciach wylądowała na zimnej podłodze. Ku jej zdziwieniu usłyszała, że mężczyźni, którzy ją nieśli nie są zadowoleni z tego, że sobie z nimi poradziła. Z długiego monologu wychwyciła tylko, że jeszcze jej pokażą.
Zaczęła się bać. Po raz pierwszy w życiu ogarnął ją paniczny strach. Przypomniała sobie, co robiła kilka godzin temu. Boss kazał jej przeskakiwać przez jakieś drabinki, czołgać się w błocie, stać w zimnym pomieszczeniu, by sprawdzić jej odporność. Po jakimś czasie stwierdził, że jest świetna i z pewnością zostanie dobrą Agentką. Powiedział nawet, że skończyła szkolenie początkowe z wyróżnieniem. Na końcu usłyszała zdanie: „Chłopcy, ona jest lepsza od was. Zabierzcie ją na kolację. Niech poczuje, czym jest życie nowo narodzonego Agenta.”
Teraz jednak wcale nie czuła się nowo narodzona. Szkolenie odebrało jej dużo sił. Leżała więc na zimnej kamiennej posadzce i czekała na to, co mężczyźni postanowią z nią zrobić. Kilka sekund później poczuła uderzenie i straciła przytomność.
Nie wiedziała, kiedy się obudziła. Wyczuła tylko, że leży na drewnianej podłodze w jakimś zimnym pokoju. W drugim końcu pomieszczenia coś się poruszyło.
- Patrz, nasza gwiazda się obudziła – usłyszała zachrypnięty i dziwnie brzmiący, męski głos – Zawołaj chłopaków, Chad. Czas się zabawić.
Słyszała oddalające się, ciężkie kroki. Po chwili dobiegł ją głośny tupot kilkunastu nóg. Znów zaczęła się bać. Poczuła, jak mężczyźni zbliżają się do niej i rozwiązują jej ręce. Na jej ustach pokazał się nikły uśmiech. Miała nadzieję, że to koniec jej męczarni. Jednak wyczuła, że oddechy mężczyzn stają się coraz szybsze.
- Patrz Marten, ta dziw*ka nawet się uśmiecha.
- To dobrze, Kevin, robota lepiej nam pójdzie. Myślmy na razie tylko o tym, jak się z nią rozprawić.
- David, nie pajacuj, tylko zajmij czymś Bossa na kilkanaście dni tak, by jej nie szukał.
Do kobiety dochodziły strzępy rozmów. Po każdym, zasłyszanym słowie ogarniała ją coraz większa panika. Gdy poczuła szorstkie palce mężczyzn na swoich dłoniach, zaczęła drżeć ze strachu. Usłyszała suchy trzask i piekący ból w policzku. Popatrzyła po zebranych wzrokiem wyrażającym zwierzęcy lęk, a w odpowiedzi usłyszała tylko zdradziecki chichot.
Rozsunięto jej ręce. Gdzieś za jej głową brzdąknęło ciężkie narzędzie. W półmroku zobaczyła, jak jeden z jej oprawców niesie gruby kołek. Na twarzy miał groteskowy uśmiech.
Zaczęła krzyczeć.
- Zamknij się głupia su*ko – głos mężczyzny był bardzo ostry, lecz po chwili pomieszczenie wypełniła cisza. Mroczna i głucha cisza. Niestety i ją drastycznie przerwano.
- Zabawmy się z tą diablicą. No, Sarg, teraz masz się czego bać!
Jej dłonie zostały mocno przytrzymane, a na oczy założono jej materiałową przepaskę. Nic nie widząc, zdała się na inne swoje zmysły. Niestety nawet one jej nie pomogły. Kilka sekund po przysłonięciu oczu poczuła, jak zimna igła wbija się w jej ciało i zagłębia się w nim bardzo powoli. Zacisnęła usta. Postanowiła, że nie będzie krzyczeć. Po chwili jednak jej ciało stało się bardzo plastyczne. Dopóki mogła, zastanawiała się co jej wstrzyknięto, lecz ułamek sekundy później wszystko stało się jej obojętne.
Usłyszała uderzenie młotka. Nie poczuła nic, oprócz ciepłej, płynnej substancji na swej twarzy i w ustach. Delikatnie, końcem języka, sprawdziła czym jest ta ciecz. Smakowała dziwnie obco i znajomo równocześnie. Po chwili zorientowała się co się stało. Pomógł jej w tym piekący ból w lewej dłoni. Ostatkami silnej woli wyrwała prawą rękę z uścisku mężczyzn i zerwała materiał z oczu. Powoli odwróciła głowę w stronę źródła bólu. To, co zobaczyła, przyprawiło ją o zawroty głowy.
- Ciesz się, su*ko, że podaliśmy ci narkotyk. Inaczej zwijałabyś się już z bólu, a tak, odczuwasz tylko niewielki dyskomfort – głos oprawcy przepełniony był ironią – Ciesz się, że jesteśmy tacy łaskawi...
Szepnął coś jeszcze, lecz Lara tego nie dosłyszała. Poczuła jednak, że ktoś wbija jej igłę w przedramię. Później czuła już tylko zmęczenie.

- Przepraszam, że o tym wspomniałem – Boss podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu. – Wiesz przecież, że nie tak miało wyglądać to szkolenie.
Młotek ustawiający się nad jej drugą dłonią. Uderzenie i nowa fala krwi zalewająca jej twarz.
- Jeszcze raz cię przepraszam, ale...
Sól na świeżych ranach. Jej własne krzyki. Chichot mężczyzn.
- ...sama dobrze wiesz, że nie miałem...
Gwałt. Nie jeden. Przez kilkanaście dni leżała przybita do deski, nafaszerowana narkotykami i brutalnie gwałcona.
- ...na to wpływu.
Kroki. Ktoś wstrzyknął jej środek przeciwbólowy. Powyciągał kołki z dłoni i stóp. Opatrzył rany.
- Przepraszam...
Bruce – jej najlepszy przyjaciel
- Wiem – strząsnęła jego dłoń ze swego ramienia. Za wszelką cenę starała się ukryć łzy kręcące się w jej zielonych oczach. Nie chciała, żeby ten mężczyzna wiedział, ile kosztowało ją przystąpienie do Agentów.
Popatrzył na nią i zmrużył powieki.
- Po co mnie tu wezwałeś? – Lara szybko zmieniła temat, a Boss odetchnął z wyraźną ulgą
- Pójdziesz do kostnicy i zbadasz naszego nowego kumpla – powiedział chłodno – Dowiesz się, czy był poczytalny, gdy wyskoczył. To będzie twoja pierwsza samodzielna sprawa. Teraz jednak idź się wyśpij. Denaci nie uciekają. Zgłoś się do mnie jutro o ósmej po południu. – popatrzył na nią ze zrozumieniem - Tak, masz wolny dzień .– Po chwili ciszy dodał – Oczekuję euforii.
Kobieta wstała i skierowała się w stronę wyjścia.
- Dzięki – powiedziała i zamknęła drzwi za sobą.

***

Weszła do domu. Klasnęła w dłonie powodując zapalenie wszystkich świateł. Poszła do łazienki i spojrzała w lustro. Popatrzyła na nią zmęczona twarz kobiety, która znów zaczęła żyć przeszłością. Rozebrała się i weszła po prysznic. Odkręciła wodę i skrzywiła się, czując zimną ciecz na swoim ciele. W chwilę później jednak przyzwyczaiła się i oddała przyjemnemu relaksowi. Po kilku minutach zakręciła wodę i wzięła do ręki myjkę. Nalała na nią mydła i zaczęła rozprowadzać substancję po mokrym ciele. Gdy poczuła łagodny zapach mydła jej myśli zmieniły tor na przyjemniejszy. Lara Sarg zaczęła myśleć o człowieku, którego prawie nie znała, a który zaprzątał jej uwagę przez prawie całą noc. Tak, myślała o Richardzie. Co zabawne, nie wiedziała nawet, jak on ma na nazwisko, za to wyczuwała, że jest kimś innym, doskonalszym od człowieka. Nie przejmując się tym jednak zaczęła cicho nucić jedną ze swoich ulubionych piosenek – „Sonne” Rammsteinu.
Gdy uznała, że całe jej ciało jest wystarczająco namydlone, odkręciła wodę. Tym razem nastawiła baterię na trzydzieści stopni. Uśmiechnęła się, gdy poczuła, jak ciecz rozgrzewa jej zmęczone mięśnie. Po kilku minutach nacisnęła baterię wolna od wszelkich nieprzyjemnych myśli i wspomnień.
Zaczęła się wycierać. Tarła delikatną skórę grubym ręcznikiem, aż wreszcie uznała, że jej krążenie jest dostatecznie pobudzone, a ciało wystarczająco suche. Podeszła do suszarki na bieliznę i zdjęła z niej satynową koszulkę nocną i skąpe figi pasujące do niej kolorem. Przeglądnęła się w lustrze, rozpuściła długie włosy i rozczesała je grzebieniem.
- No, Sarg – powiedziała do siebie – Jakbyś miała faceta, to bym się nie dziwiła twoim wyglądem. Wyglądasz jak zasuszona mumia z podkowami pod oczami – uśmiechnęła się delikatnie.
- Wcale nie wyglądasz jak mumia – za jej plecami odezwał się męski, przyjemnie brzmiący głos.
Odwróciła się na pięcie z prędkością błyskawicy. Niestety zapomniała wytrzeć wodę z podłogi i skutek tego obrotu był tragiczny. Lara poślizgnęła się i z cichym jękiem leciała w dół. Od upadku powstrzymały ją silne ramiona. Kobieta nawet nie wiedziała, do kogo należą. Była tak przerażona i zażenowana tym, że ktoś widzi ją w tak skąpym stroju, że chciała zapaść się po ziemię. Jednak, gdy ramiona podniosły ją do góry, zrozumiała, że marzyła o takiej sytuacji przez cały czas. Podniosła wzrok do góry i popatrzyła w zielone tęczówki.
- Richard? Co ty tu... – nie dane jej było dokończyć. Gdy tylko uświadomiła sobie w jakiej jest pozycji, szybko wyrwała się z objęć mężczyzny.
- Drzwi zostawiłaś otwarte. Pukałem, dzwoniłem i nic nie słyszałem, więc wszedłem myśląc, że coś ci się stało – uśmiechnął się przyjaźnie obnażając śnieżnobiałe zęby
- To miło z twojej strony, ale prosiłabym cię o natychmiastowe opuszczenie tego pomieszczenia – Lara postanowiła grać twarda kobietę – Nie widzisz, że jestem prawie naga?!
- Mnie to nie przeszkadza. Ale... jak sobie życzysz.
Mężczyzna szybkim krokiem wyszedł z łazienki, a Sarg natomiast w opętańczym szale rzuciła się do suszarki i zdjęła z niej satynowy szlafrok, który okazał się niewiele dłuższy od koszulki.
Lepszy rydz, niż nic pomyślała i wyszła z łazienki.
- Więc wracając do tych mumii...
Kobieta słyszała głos Richarda, lecz nigdzie go nie widziała. Przemierzyła wzrokiem cały pokój – pusto. Poszła do sypialni – również nic. Nigdzie nie było tego przeklętego mężczyzny. Odwróciła się, słysząc cichy, stłumiony śmiech.
- Gdzie jesteś?! – krzyknęła z rezygnacją
- W twoim mieszkaniu.
- A możesz konkretniej?
- Zaraz się dowiesz.
- Ale, Richard...
Nie dane było jej dokończyć. Poczuła, jak silne dłonie chwytają jej kibić, a ciepły oddech opływa kark. Starała się wyrwać z jego uścisku. Maleńka część jej umysłu chciała znaleźć się jak najdalej od tego miejsca, lecz pozostała część jej woli ją zagłuszyła. Kobieta starała się obrócić, lecz poczuła pocałunki składane na jej szyi. Usta mężczyzny schodziły powoli coraz niżej, aż w końcu zatrzymały się na kościach mostka. Gdy doszły już do środka klatki piersiowej, Lara wyraziła gwałtowny sprzeciw. Korzystając z chwili nieuwagi Richarda, odwróciła się twarzą do niego. Nie czekając na jego reakcję, pocałowała go w rozchylone wargi. Przez chwilę stali tak, nie wykonując najmniejszego ruchu, po to tylko, by rozpocząć swoją „bitwę” od nowa. Język blondyna wtargnął do jej wnętrza i delektował się delikatnym smakiem kobiety. Zielonooki masował jej język, rozbudzając wszystkie zmysły Lary. Jednak stan bierności z jej strony był bardzo krótki. Zarzuciła białowłosemu ręce na szyję i skierowała swoje usta w stronę jego szyi. Odsunął się. Przez krótką chwilę mogła zobaczyć jego pociemniałe z pożądania tęczówki. Rozchylił wargi w uśmiechu.
- Chodź ze mną.
Mężczyzna wyciągnął do niej otwartą dłoń w geście zaproszenia. Lara przez chwilę stała zapatrzona w niecodzienną możliwość wyboru, lecz po krótkim namyśle, podała mu swą dłoń. Posłała mu jednak niepewne spojrzenie
- No nie patrz tak na mnie. Przecież się na ciebie nie rzucę – w myślach dodał Przynajmniej na razie
Skierował się w stronę sypialni. Kobieta poszła za nim. Co prawda bała się trochę, ale chciała zobaczyć, o czym myśli ten mężczyzna, który przed chwilą brutalnie rozbudził jej zmysły, a potem przerwał pieszczoty. Nim się obejrzała, stanęli przed wielkim lustrem. Richard obrócił ją twarzą do siebie. Delikatnymi ruchami zsunął z niej szlafrok i przytulił do siebie. Przez kilka minut szatynka mogła wdychać jego zapach. Czuła się tak, jakby przez całe życie nie robiła niczego innego.
- Muszę ci coś powiedzieć.
Popatrzyła na niego zdziwiona. Nic nie chciała o nim wiedzieć. Jeśli nawet jest zbiegłym więźniem, jej to nie przeszkadzało. Mógł nawet nie być człowiekiem. Chciała tylko być przy nim. A to, jakie tajemnice skrywała jego przeszłość, teraźniejszość, czy przyszłość, nie miało dla mniej żadnego znaczenia.
- Wiem, że prawie wcale się nie znamy, jednak... – jego głos zaczął delikatnie drżeć – Gdy dowiesz się prawdy o mnie, pewnie nigdy więcej się do mnie nie odezwiesz. Nawet nie będziesz chciała mnie widzieć.
Zawiesił głos i patrząc w jej twarz wyczytał mieszankę ciekawości, zaciętości i pożądania. Sam przed sobą przyznał, że nigdy nie widział takiego połączenia.
- Laro, nie będę się silił na długi przemowy. Jestem wampirem.
- Wiem.
Richard nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Zamrugał ze zdziwienia oczami, jednak kobieta, która wciąż tuliła się do jego piersi nawet nie drgnęła.
- Wiedziałam o tym od samego początku. Gdy wychodziłam z mieszkania, czułam obecność istoty, która nie żyje w świecie żywych. Jednak pogodziłam się z tym.
- Ale, skąd...
- Ty też musisz coś wiedzieć. Jestem Łowcą.
Richard odsunął się od niej. Otaksował jej ciało badawczym wzrokiem. Przez chwilę patrzył na nią podejrzliwie, lecz po chwili podszedł do niej i podniósł ją tak, że ich twarze były na równej wysokości. Lara nie czekała na jego ruch. Objęła dłońmi jego głowę i pocałowała. Ich języki ponownie splotły się w tańcu. Tym razem jednak był to taniec dwojga istot, które w pełni się rozumiały. Po minucie mężczyzna opuścił ją na ziemię. Szatynka jednak nie dała tak łatwo za wygraną. Szła w stronę blondyna zmuszając go, by się cofał. W końcu jego kolana oparły się o róg łóżka. Wtedy Lara, demonstracyjnie dotknęła jednym palcem jego koszuli po ty tylko, by zaraz przyłożyć do niej obie dłonie i popchnąć z całej siły. Nie zauważyła tylko, że jego dłonie łapią ją za nadgarstki i ciągnął za sobą. Po chwili oboje leżeli już na łóżku śmiejąc się głośno.
- Kto by pomyślał – odezwał się – wampir i Łowca w jednym pokoju...
- Tak skromnie?! – Lara przerwała mu wesołym głosem – Co prawda jesteśmy w jednym pokoju, ale nawet leżymy w jednym łóżku.
- Biorąc pod uwagę, to co robiliśmy przed chwilą, to chyba się nam podoba – Richard roześmiał się szczerze.
- Mów za siebie – szatynka udawała obrażoną – Skąd wiesz, że mi się podoba? Może właśnie szykuję plan zemsty za to, że właśnie bezkarnie wtargnąłeś do mojego mieszkania i widzisz mnie półnagą podczas, gdy ty siedzisz sobie w pełnym ubranku – usiadła na łóżku i ostentacyjnie odwróciła się w stronę okna. Słysząc cichy pomruk niezadowolenia ze strony blondyna uśmiechnęła się promiennie tak, by on tego nie zobaczył.
Richard nie zamierzał jednak dać za wygraną. Podniósł się do pozycji siedzącej i przysunął do kobiety. Ramieniem objął ją w pasie i popchnął tak, że po chwili już leżała na nim śmiejąc się jak wariatka.
- Przestań! – krzyczała – Przestań mnie łaskotać! Jak śmiesz?!
- Podobało ci się? – zapytał ze stoickim spokojem
- Tak! Tak, podobało mi się, ale przestań!
- Nie wchodziliśmy w żadne układy.
Po tych słowach zaczął ją łaskotać jeszcze delikatniej i bardziej wyrafinowanie. Jednak, gdy uznał, że została poddana wystarczającym torturom pocałował ją w dekolt . Lara natychmiast znieruchomiała i wydała z siebie przeciągły, głuchy jęk czując, jak palce mężczyzny gładzą aksamitną skórę jej ud. Richard tymczasem obmyślał plan doprowadzenia jej do szczytów rozkoszy. Odsunął się od niej , nie przestając gładzić jej ud. Po chwili szatynka zorientowała się, że mężczyzna klęczy między jaj nogami i zaczyna zsuwać koszulkę z jej ciała.
- Stop! – powiedziała stanowczo
Richard popatrzył na nią zdziwiony. Lara tymczasem podciągnęła się na jego ramionach i zmysłowymi ruchami zaczęła odpinać guziki jego czarnej koszuli. Blondyn najpierw chciał ją powstrzymać, lecz później doszedł do wniosku, że lepiej będzie jej pozwolić dopiąć swego. Rozłożył się wygodnie na poduszkach i patrzył na kobietę spod przymkniętych powiek.
Lara odpinała wolno guziki jego koszuli. Gdy widziała coraz większy kawałek nagiego ciała mężczyzny ogarniała ją żądza, nad którą nie umiała zapanować. Odpinając kolejne zapięcia całowała kawałek skóry Richarda, który ukazywał się jej oczom. Ku jej zadowoleniu, mężczyzna nie pozostawał obojętny na jej pieszczoty. W miarę, gdy jej pocałunki schodziły w dół podbrzusza czuła jego pożądanie. W dodatku powietrze przecinały jego głośne jęki. W końcu zdjęła koszulę i jej oczom ukazał się cały umięśniony brzuch. Demonstracyjnie położyła się na nim i pocałowała go w szyję, na której bardzo wyraźnie pulsowały tętnice.
Tego już było dla mężczyzny za wiele. Nie dość, że pozwolił, by kobieta, która powinna być jego wrogiem doprowadziła go do takiego stanu, w jakim się obecnie znajdował, to jeszcze zaczęła go rozbierać, a teraz bezczelnie się na nim położyła. To stanowiło jawne pogwałcenie jego zasad.
Blondyn gwałtownie odwrócił się na bok, nie zwracając uwagi na protest kobiety, której robiło się już na nim bardzo cieplutko i przyjemnie. Rzucił jej krótkie spojrzenie, w którym można było zobaczyć jego determinację i pragnienie podzielenia się z drugą osobą rozkoszą. Gdy po raz kolejny usłyszał słowa protestu jednym, szybkim i zdecydowanym ruchem zdarł koszulkę z ciała Lary. Kobieta wydała z siebie zduszony pisk i wskoczyła pod kołdrę.
- Wyjdź! – powiedziała – Wyjdź albo oddaj mi piżamę. Innego wyjścia nie widzę.
- Więc masz problemy ze wzrokiem – odpowiedział jej szybko
Nie zdają sobie sprawy z tego, co się z nią dzieje, Lara zaczęła się trochę bać. Za bardzo cała ta sytuacja przypominała jej zdarzenia sprzed dwóch lat. No dobrze, myślała, co prawda jest tu mężczyzna, który mi się podoba, o ile można to stwierdzić po kilku godzinach. Jest mi dobrze, wygodnie i ciepło. I... po raz pierwszy od kilku lat czuję się naprawdę bezpiecznie. Chyba nawet tego chcę...I kto by pomyślał?! Wszystko przez wampira...
Jednak po tych przemyśleniach doszła do niej smutna prawda.
- Richard – jej głos brzmiał bardzo poważnie – Teoretycznie powinniśmy być swoimi największymi wrogami, prawda?
- Teoretycznie tak - potwierdził
- Zatem wiesz, że nie powinniśmy się pakować w taki związek, zgadzasz się?
- Teoretycznie tak – powtórzył się
- I jeśli się ktoś o tym dowie, albo z mojego gatunku, albo z twojego, to będziemy mieli poważne kłopoty?
- A czy wzięłaś pod uwagę, że wcale nie musimy się, jak to określiłaś, pakować w ten związek?
Oczy kobiety zaczęły podejrzanie błyszczeć. Na ten widok Richard wsunął się pod kołdrę i przytulił ją do siebie.
- Ja chcę – oświadczył – Chcę być z tobą. Może to ma korzenie tylko i wyłącznie w libido lub powiedzeniu, że zakazany owoc smakuje najlepiej, ale chcę być z tobą. I nie pomylę się, gdy stwierdzę, że na zawsze.
- No tak – powiedziała cicho – Łowcy też żyją wiecznie – po krótkiej przerwie dodała – Ja też chcę...
Lara wtuliła się w ciepłe ciało mężczyzny i zasnęła ciężkim i spokojnym snem. Poczuła tylko jak jego silne ramiona oplatają jej ciało i zapewniają bezpieczeństwo, o którym tak dużo marzyła. W końcu, na poznanie się mają całą wieczność...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)